Taco Hemingway: Ego i kompleksy powyżej średniej

(…) Powiedziałeś, że dziś zupełnie odcinasz się od swojej pierwszej płyty, tymczasem na wizualizacji podczas twojego występu na koncercie z okazji dwudziestolecia Asfalt Records widniał screen odpowiedzi Tytusa na maila, którego wysłałeś mu w 2011 roku, załączając link do tamtego albumu. Wychodzi na to, że wówczas uważałeś go za godny uwagi, skoro zdecydowałeś się go pokazać szefowi Asfaltu.

W tym samym roku, co do Tytusa, napisałem do, uwaga!, Childisha Gambino, który – w związku z tym, że i rapował, i działał w telewizji – był wówczas moim największym autorytetem. Link do płyty wysłałem również do Weeknda – w tamtym czasie miał kilka tysięcy fanów na Facebooku. Niestety żaden z nich nie odpisał. W piosence „4 AM in Girona” rapowałem, że kiedyś wypisałem do swoich idoli i zastanawiałem się, czemu nie odpisują – to było właśnie o Donaldzie i Ablu.

Pisałem też do Prosto i Alkopoligamii, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi, więc mail do Tytusa był może nieco desperacki. Nagrywając tamtą płytę, miałem dwadzieścia lat i przez całe lato siedziałem w Brukseli w ówczesnym domu mojej mamy. Gdy realizowałem wokale w piwnicy, byłem święcie przekonany, że właśnie tworzę wielki album, który odbije się echem na całym świecie. Orientowałem się w rapowych tematach, sądziłem, że moje rymy są niezłe, miałem też parę fajnych punchline’ów… Mama pytała mnie: „A co, jeśli to nie będzie popularne?”. Odpowiadałem, że będzie. Tymczasem okazało się, że poświęciłem wakacje na projekt, z którego nic nie wynikło. Tym niemniej byłem mega zajarany, jak Tytus odpisał na moją wiadomość. Szkoda tylko, że nie załatwił mi jakichś bitów od Emade, o które poprosiłem go w post scriptum (śmiech).

(…) Trójkąt warszawski był twoim premierowym polskojęzycznym projektem. Musiało jednak minąć kilka miesięcy od wydania płyty, aby twoja kariera nabrała rozpędu.

Pamiętam, jak kilka dni po premierze, która odbyła się dziewiętnastego grudnia 2014 roku, zadzwonił do mnie Rumak [producent muzyczny „Trójkąta…” – przyp. red.] i powiedział, że widział jeden z naszych numerów na facebookowym wallu kogoś, kto nie jest ani jego, ani moim znajomym. To był dla nas kamień milowy, bo po raz pierwszy udało nam się wyjść jakkolwiek dalej z naszą twórczością. Wcześniej po prostu słyszałem od koleżanek i kolegów: „Fajne, Filip! Graty, że to robisz”.

Taco Hemingway | wywiad | "To nie jest hip-hop. Rozmowy II"
fot. Ania Bystrowska

My tej płyty w zasadzie nie promowaliśmy. Ja wrzuciłem post na swój profil facebookowy, Rumak na swój – i na tym poprzestaliśmy. „Trójkąt…” powoli zyskiwał popularność, ale w okolicach lutego coś się zawiesiło. Byłem wtedy zrozpaczony. Oto wypuściłem trzeci projekt, który wreszcie zrobił mi nadzieję, ale w lutym pomyślałem: „Oho, chyba znowu to samo”. Potem nastąpił nagły wzrost. Nie bardzo nawet wiem, skąd on się wziął.

(…) Pozostając jeszcze przy wątku ego – w utworze „Modigliani” nawinąłeś, że masz ego za czterech.

Rozmawiałem kiedyś z moją siostrą na ten temat i doszliśmy do wniosku, że w naszej rodzinie można zaobserwować pewien paradoks – z jednej strony wszyscy mamy nieco przerośnięte ego, a z drugiej strony mamy również nieco większe kompleksy niż przeciętny Kowalski. To dziwne – czuć się równocześnie niekiedy lepszym albo ważniejszym niż średni członek społeczeństwa, a przy tym dużo gorszym od kogoś innego.

Myślę, że mam spore ego, ale myślę też, że jestem dobry w ukrywaniu go w kawałkach, choć ono i tak w końcu wypływa na wierzch. Na płycie Taconafide i na „Café Belga” rapuję przecież wyłącznie o sobie. Człowiek sam nic nie zrobi ze swoim ego, jeśli nie kontroluje go jego partner, rodzina, przyjaciele. Poza tym, ego to ego, ale ja też dobrze znam swoje ograniczenia i wiem, w czym jestem dobry, a w czym nie. Samoświadomość jest dla mnie szalenie istotna. Nie rozumiem, dlaczego większość społeczeństwa jest w tak niewielkim stopniu świadoma samej siebie. Fascynuje mnie obserwowanie ludzi, którzy są święcie przekonani, że robią coś świetnie, a w rzeczywistości są partaczami. Inna sprawa, że skromność i przyziemność zwykle są u ludzi fałszywe. Często ludzie po prostu kłamią. Teraz udzielam wam wywiadu, a w wywiadzie bardzo łatwo jest kogoś grać; gadałem kiedyś o tym z Quebo. Gdybym chciał wyjść na rock’n’rollowca, to opowiedziałbym parę szalonych anegdot z tras koncertowych. Gdybym chciał jawić się jako intelektualista – wystarczyłoby wymienić kilka książek, które przeczytałem. Wychodzę jednak z założenia, że szczerość i prawdziwość są spoko. Nie chcę nikogo udawać. [Czytaj dalej]