Onar: Nigdy nie zrobiłem niczego wbrew sobie

fot. Bartek Modrzejewski

(…) Swoją drogą to ciekawe, że mimo częściowo nieprzychylnych opinii środowiska nadal dolewałeś oliwy do ognia. Jak nie „Od lat”, to HaKa. Jak nie HaKa, to „Klubing” albo „Weź to poczuj”…

Miałem na to zajawkę! Nie na dolewanie oliwy do ognia, tylko na robienie takiej muzyki. To pewnie zabrzmi naiwnie, ale ja naprawdę miałem ogromną zajawę na rap. Na maksa byłem zajarany rapem, diggowałem, sprawdzałem nowości, ściągałem płyty ze Stanów, prosiłem kogoś, żeby sprowadzał mi rzeczy z Niemiec… Słuchałem wtedy dużo komercyjnego rapu i dlatego nagrywałem takie numery – a nie po to, żeby kogoś wku*wić albo żebym latał na Vivie. Dziś pewnie przemyślałbym to bardziej, może wybrał inne numery na single, ale wtedy nie miałem takiej refleksji. Trochę szkoda, bo przez to „Wszystko, co mogę mieć”, czyli moja druga płyta z Ośką, nie spotkała się z przychylnym odbiorem.

Wydaje mi się, że jednak jakaś refleksja w tobie była. Zapewne nieprzypadkowo tytułowy singiel z „Osobiście” dotyka zupełnie innej tematyki niż ta znana z wcześniejszych płyt. „Ten numer jest dla wszystkich tych, którzy nawijają o tym, że mogę nawijać tylko o tym, że jestem »od lat« albo o jakimś baunsie. Albo, że »to jest klubing, ziom«” – przekonujesz na wejściu.

OK, ale równocześnie na tej samej płycie jest „Weź to poczuj”… Kurz po wcześniejszych rzeczach zdążył trochę opaść, ale po tym kawałku z Lerkiem znów zrobił się rumor – ale już nie wśród raperów, tylko ogólnie. Czego by jednak nie mówić, to był hit! Tak jak wymiernym sukcesem było ukazanie się pierwszej współtworzonej przeze mnie płyty na winylu, tak samo było nim to, że „Weź to poczuj” latało na rotacji w telewizjach muzycznych po kilkanaście razy dziennie. W zasadzie co godzinę puszczano mój teledysk.

Pisałeś też kiedyś na fanpage’u, że za pieniądze z tego singla zapłaciłeś zaległości za szkołę i kupiłeś garnitur na obronę pracy licencjackiej (śmiech).

Od razu po maturze za namową koleżanki zapisałem się na egzaminy na SGGW – poszedłem, nie znalazłem sali i na tym się skończyło (śmiech). Po jakimś czasie poszedłem więc na zarządzanie na prywatnej uczelni na Ursynowie. Licencjat napisałem o mobbingu, który wówczas był tematem na topie. Garnitur rzeczywiście kupiłem za hajs z „Weź to poczuj”, mimo że nigdy nie zobaczyłem tantiem z MTV i Vivy, które były zarejestrowane za granicą. Tak ZAiKS dbał wtedy o artystów… Dla mnie to był jednak kolejny stopień zajawki, cieszyłem się, że znowu moja muzyka idzie szerzej, zapierdala mocniej. O to chodzi w muzyce – żeby puścić szeroko, a nie nigdzie.

Każdy mój kontrowersyjny singiel w ostatecznym rozrachunku przyniósł więcej plusów niż minusów. Nigdy nie zrobiłem niczego wbrew sobie. Nie udawałem, nie oszukiwałem i nie mam w rapie rzeczy, za które bym się wstydził. A to, że raz wychodziło mi lepiej, raz gorzej?… Tak już jest. Nawet jak pojawiały się w mojej głowie myśli o tym, żeby rzucić rap, kiedy jakaś gałąź została podcinana, to za chwilę zbierałem nowe siły. Gdyby nie takie postrzeganie singli przez różnych ludzi, to być może nie zebrałbym w sobie takich emocji i nie miałbym później takiej energii, żeby uderzyć z czymś tak mocnym jak trzeci Płomień… To była fajna płyta, bardzo świeża jak na tamte czasy.

Czułeś, że „Historiami z sąsiedztwa” w pewien sposób – w cudzysłowie – odkupiłeś winy?

Nie musiałem żadnych win odkupować, ale na pewno poczułem, że znowu jest dobry vibe. Poczułem, że znowu jest dobrze. Mocny moment. Jak ukazał się klip do „Powiedz na osiedlu” – który to numer wymyśliłem – to od wielu raperów usłyszałem, że to świetna rzecz. Wtedy pieniądze na teledyski wykładali majorsi, wynajmowali ekipy filmowe, a my wydaliśmy płytę niejako własnym sumptem i zrobiliśmy jeden z pierwszych streetowych teledysków w Polsce. Pamiętam, jak już po premierze płyty spotkałem Pelsona i powiedział mi, że kupił nasz album w sklepie, który był w podziemiach Domu Towarowego Bracia Jabłkowscy… Zapomnieliśmy o głupotach, ja złapałem nowy oddech i później już jakoś poszło dalej. [Czytaj dalej]