Fisz: Nigdy nie wypierałem się hip-hopu

Fisz | wywiad | "To nie jest hip-hop. Rozmowy VI"
fot. Jacek Baliński

Powiedziałeś wcześniej, że pewnym motywatorem do nagrania oficjalnego solowego debiutu był dla ciebie Tytus, który z kolei w pierwszym tomie „TNJHH. Rozmowy” wspominał, jak Emade zapytał go, czy będzie chciał wydać twój album. Mimo że RHX wyszło w Asfalcie, to zaczynając prace nad „Polepionymi dźwiękami”, nie wiedziałeś jeszcze, gdzie one wyjdą?

Tytus umawiał mnie na nagrywanie u O$ki i opłacał studio, więc wiedziałem, że wydam płytę w Asfalcie, tyle że Tytus nie wiedział, cóż to będzie dokładnie za płyta, co było rewelacyjne, bo mogłem pisać w taki sposób, jak sobie to wyobrażałem. Raz tylko zjawił się u O$ki, przy okazji nagrywania „Polepionego”, który to utwór zresztą gramy do dzisiaj w różnych wersjach i z którym cały czas w pewnym sensie się utożsamiam. Wykonując go na scenie, pamiętam, o co mi chodziło, gdy go pisałem: o rozpierdziel ze studiami, tu dziewczyna, tu hormony, nie wiadomo, co robić w życiu – a z drugiej strony o to, że na scenie hiphopowej czułem się najbardziej polepiony z różnych historii: postpunk, Sonic Youth, deskorolka, malarstwo… Najważniejszy dla mnie numer na tej płycie.

Wracając – Tytus nagle wszedł, zapytał: „Co tam nagrywacie?”. Byłem już po nagraniu wokali. Włączyliśmy – i Tytus totalnie rozpłynął się na kanapie (śmiech). Wychodząc, powiedział: „To najlepsza rzecz, jaką słyszałem w polskim hip-hopie”, po czym dodał: „Ja nie chwalę swoich artystów; żebyś nie pomyślał…”. Rzeczywiście jednak widziałem po nim, że jest pod wrażeniem, że to zupełnie coś innego. Bardzo mi zaufał i później już nie pojawiał się na nagraniach, tylko wysłuchał całości. Nigdy też nie powtórzył takiej pochwały (śmiech), niemniej bardzo doceniałem u Tytusa, że był niezwykle przejęty swoimi artystami. Jak gdzieś ukazała się zła recenzja, aż do granic to przeżywał, cholerycznie czasem reagował… Był w stanie pokroić się za mnie i Piotrka czy za Ostrego.

Co jeszcze… Pamiętam, że dość długo czekaliśmy na remix utworu „Bla bla bla” od Volta; bardzo mi na tym zależało. Świetny jest ten remix, chociaż wokal jest w nim leciutko przesunięty (śmiech). Słychać to zwłaszcza pod koniec, przy wersie „Nasłuchuję, podsłuchuję, coś wlatuje mi do… u-cha!”. Zdaję sobie sprawę, że nie rymowałem tam na raz, niemniej wszystko było dosyć przemyślane, miało swój powrót do rytmu. Nie było już jednak możliwości, żeby coś zmienić; numer był gotowy, zmiksowany. Tak czy inaczej, byłem zadowolony ze współpracy z Voltem i cieszyłem się, że również on zrobił mastering całego albumu.

Warto tu dodać, że „Polepione dźwięki” ukazały się w okresie świetności Radiostacji, gdzie udało nam się – o dziwo – trochę zawojować. Na liście przebojów doskonale radził sobie „Polepiony”, bardzo wysoko zawędrowało „Bla bla bla”, a następnie oczywiście „Czerwona sukienka”. Słuchacze domagali się, żeby ten utwór był grany, dzwonili do radia…

…pomimo tego, że de facto nie był to singiel – a w każdym razie nie miał on klipu, choć był zapowiadany!

Mieliśmy podejście do tego, ale scenariusz był tak dosłowny… Nie spodobał nam się. Ostatecznie jedynym teledyskiem promującym mój debiut był „Polepiony”, wyreżyserowany przez wspomnianego Andrzeja Wąsika i nakręcony przez Witka Płóciennika na telewizyjnej kamerze. Bodaj jeden dzień zdjęciowy, poniekąd na naszych warunkach, choć to była pierwsza rzecz, przy której musieliśmy w ciemno komuś zaufać, jako że nie mieliśmy dostępu do montażu. Trochę byliśmy zadowoleni, trochę nie… W środowisku hiphopowym szybko wytworzyło się poczucie obciachu, więc bardzo ważne było, żeby przypadkiem nie zrobić czegoś, co uważaliśmy za zdradę. Co do zasady mamy zresztą z Piotrkiem bardzo restrykcyjne podejście do klipów. Dużo teledysków zostało przez nas odrzuconych – na przykład do „Goryla” z płyty „Piątek 13” – jeden przemontowywaliśmy od początku do końca… Nie jest jednak oczywiście tak, że nie mamy obrazków, które mi się podobają, gdyż bardzo lubię chociażby zrobione przez Marka Skrzecza „Pył” i „Nie za miłe wiadomości” czy wszystkie teledyski autorstwa Barta Pogody.

Przykłady, które podałem, pochodzą już z czasów bardziej współczesnych, natomiast jeśli chodzi o początki, pamiętam, że jeszcze jako RHX kręciliśmy video, do miksu trzech zwrotek z trzech różnych numerów: Emade z utworu tytułowego, Inespe ze „Znać dokładnie swe korzenie (zajawka cz. II)” i mojej z „Nastały ciężkie dni”. Ja wybrałem taki, a nie inny kawałek, ponieważ był tam bardzo premierowski bit, z pourywanych sampli. Nawet Volt powiedział Tytusowi: „Ale chłopakom wyszedł nowojorski bit!”. Dużo dla nas znaczył komplement z ust takiej postaci. Robiliśmy ten klip z ekipą związaną z Bartkiem Raczewem z Atomic TV, na wzór filmów skejtowych, dlatego był on kręcony na rybim oku. Odtwarzaliśmy patenty, które pojawiały się w podziwianych przez nas teledyskach, autorstwa między innymi Spike’a Jonze’a, czyli na przykład: ktoś zakrywał ręką kamerę, później odkrywał i nagle było się w zupełnie innym miejscu (śmiech). Nie wiem, dlaczego finalnie ten klip się nie ukazał. [Czytaj dalej]